Czyli o Małych Elektrowniach Wodnych w ukraińskich Karpatach
Człowiek jest tak zdolnym stworzeniem, że nawet dobrą i pożyteczną ideę potrafi w krótkim czasie zmienić w niebezpieczne zjawisko. Najlepszym tego przykładem jest rozwój tzw. „zielonej energetyki” w ukraińskich Karpatach. Zasłaniając się nią nieznani przedsiębiorcy zaplanowali wybudowanie na karpackich rzekach bez mała 550 małych elektrowni wodnych. W obwodzie zakarpackim planowanych jest 330, lwowskim – blisko 20, iwanofrankowskim (d. stanisławowskim) – wg różnych szacunków od 50 do 150 i czerniowieckim bez mała 20. Oznacza to, że w ponad pół tysiącu miejsc karpackie rzeki mogą zostać wtłoczone w rury i na zawsze utracone dla przyrody i turystyki. Sama tylko rzeka Czarny Czeremosz może być tak potraktowana w kilku miejscach. Piszę „wtłoczone w rury”, bo aby zwiększyć wydajność takich urządzeń, przyspieszyć pęd wody, która mimo wszystko hamuje na górskich kamieniach proponuje się budowę tzw. elektrowni derywacyjnych. Do „tradycyjnej” turbiny dodaje się jeszcze poprzedzającą ją rurę długości nawet ponad 1 km, w którą wtłacza się wodę potoku by pędząc nią z jeszcze większą siłą obracała turbinę. Efekt jest taki, że potok nie płynie już korytem a wielką rurą średnicy kilkadziesiąt i więcej centymetrów. Skutki przyrodnicze takiego eksperymentu potrafi przewidzieć nawet nieprzyrodnik. Inne skutki widać gołym okiem: rura w krajobrazie i zanik potoku.
Nie dziwi zatem, że wywołało to protesty przyrodników i zwykłych mieszkańców gór. W toku kampanii sprzeciwu połączone siły miejscowych i przyrodników poprzez liczne pikiety i żywiołowe protesty wywalczyły to, że przynajmniej w obwodzie iwano-frankiwskim (dawnym woj. stanisławowskim) jego gubernator Mychajło Wyszywaniuk, w dwa dni po ogólnokrajowej akcji protestu, w marcu 2012 r., cofnął wszelkie pozwolenia na budowę elektrowni w swoim obwodzie. Robocza grupa, która narodziła się w wyniku tej kampanii bardzo surowo oceniła bowiem działania inwestorów. Stare przysłowie mówi jednak, że „łaska Pańska na pstrym koniu jeździ” i oto Pan Gubernator 18 grudnia minionego roku wydał nowe rozporządzenie, którym znosi wszystkie te zakazy, które sam jeszcze przed kilkoma miesiącami ustanowił. Decyzja ta oznacza, że inwestorzy „w świetle prawa” będą mogli dalej dewastować karpackie rzeczki a ich obrońcom zostanie tylko akcja obywatelskiego protestu. Jednak nie ograniczają się jedynie do tego. Planują podjąć działania mające na celu usunięcie ze stanowiska „zmiennego jak kobieta” gubernatora.
Do akcji obrony karpackich rzek powinien dołączyć się każdy, kto nie chce słuchać szumu Prutu i Czeremoszu jedynie na łopatkach turbiny małej elektrowni wodnej.
Więcej o problemie na stronie kampanii przeciw MEW-om w Karpatach: http://pryroda.in.ua/miniges/
Warto zwłaszcza zwrócić uwagę na przerażającą mapę ukazująca iście sowiecki rozmach inwestycyjny: http://pryroda.in.ua/miniges/mapa-mini-ges/
Zaś w języku polskim: http://www.kresy.pl/publicystyka,wydarzenia-tygodnia?zobacz/mew-y-szkodza-w-ukrainskich-karpatach
Budowa małych elektrowni wodnych szkodzi nie tylko w Karpatach ale i w innych ubogich w wodę regionach Ukrainy. Problemy pojawiły się na malowniczej i znanej wszystkim miłośnikom Trylogii rzeczce Smotrycz, i to dokładnie w Kamieńcu Podolskim. Więcej informacji tutaj: http://www.kresy.pl/wydarzenia,spoleczenstwo?zobacz/smotrycz-w-kamiencu-podolskim-bez-wody
Serdeczne podziękowania dla Loszy Wasyluka z Narodowego Centrum Ekologicznego Ukrainy (Kijów) za ustawiczne informowanie o tym problemie.
http://swietostworzenia.pl/o-przyrodzie-na-wschodzie/268-gdzie-szum-prutu-czeremoszu